Ruiny cementowni na wyspie Wolin

Lubin na wyspie WolinWjeżdżając do Lubina od strony Międzyzdrojów, niewielkiej urokliwej miejscowości położonej na wyspie Wolin,  przejeżdżamy pod żelbetową konstrukcją  wspartą na czterech filarach, która stała się rozpoznawalnym elementem miejscowego krajobrazu. To pozostałość  kolejki  służącej do transportu urobku z kopalni w dół zbocza.   Po prawej stronie wzdłuż ulicy Głównej, ciągnie się kilkudziesięciometrowej długości oryginalny  betonowy płot pamiętający dawne czasy świetności Lubina. Wchodzimy przez jedną z wyrw  w ogrodzeniu. W zarośniętym  i zdewastowanym  krajobrazie straszą  żelbetonowe i ceglane budynki.  To tutaj znajdowała się  Pommersche Portlandzement Fabrik Quistrop in Lebbin ( Pomorska Fabryka Cementu Portlandzkiego ).  Podczas naszej wizyty w 2008 roku dało się zauważyć, że do czasow współczesnych  przetrwało niewiele z dawnej chluby III Rzeszy. Część obiektów dawnej  cementowni zaadoptowała dla swoich potrzeb spółdzielnia rybacka.  Właścicielem fabryki był szczeciński przemysłowiec i filantrop  Johannes Heinrich  Quistorp, którą założył ją  w 1856 roku. Wchodziła ona w skład  Pommersche Industrie-Verein auf Actien ( Pomorskiego Związku Przemysłowego Sp. Akc. ).   Znajdujący się nad samym brzegiem jeziora Wicko Wielkie dawny kombinat  był niegdyś jedną z największych fabryk produkującą  cement portlandzki w Niemczech i jedną z pierwszych tego typu w Europie.  Znakomicie prosperująca,  była też w pełni  samowystarczalna , a o jej ówczesnej wielkości świadczy chociażby fakt posiadanie własnej floty ( pięć statków parowych i piętnaście lżejszych jednostek , niektóre źródła wspominają o 24 jednostkach pływających ). Zostały one zbudowane w przyzakładowej stoczni. Surowiec eksportowano  m.in. do Danii i Rosji. Cement przewożono  w beczkach, które także produkowano w swojej wytórni, mieszczącej  się na terenie dawnej  fabryki.  W swoim  najlepszym okresie w drugiej połowie XIX wieku  produkowała 100 tys. ton cementu rocznie i zatrudniała 800 pracowników. Korzystano  głównie ze złóż z Lubina i Wapnicy ( z tego dawnego  wyrobiska kopalni kredy powstało jezioro Turkusowe, dzisiejsza turystyczna atrakcja regionu i Wolińskiego Parku Narodowego ),  ale sprowadzano też kredę na barkach z sąsiedniej wyspy Rugii. W okresie II wojny światowej cement z Lubina wykorzystywany był do przemysłu zbrojeniowego.  Produkcją cementu fabryka Quistorpa zajmowała  się do marca 1945 roku. Głównym powodem był brak surowca.Według większości źródeł  wojska Armii Czerwonej, które weszły na teren kombinatu, zastali go w pełni wyposażony, ze sprawnymi maszynami. Tylko jeden z kominów został naruszony podczas alianckiego nalotu w 1945 roku..  Niestety urządzenia zostały zdemontowane i na barkach wywiezione na teren ZSRR ( część transportu zatonęła na Bałtyku  ). Dalszej dewastacji dopełnili szabrownicy rozkradając elementy stalowe i pozyskując nadający się do powtórnego wykorzystania  materiał budowlany. Pozostałości dawnej cegielni docenił reżyser Andrzej Wajda, wykorzystując ją jako scenerię  do swojego znanego  filmu ” Kanał ” pod koniec lat pięćdziesiątych  zeszłego wieku. Podczas realizacji filmu, dla jego potrzeb  wysadzono istniejące jeszcze wtedy  kominy. W 2012 roku zawalił się dach dawnej stołówki, którą wyburzono wraz z częścią innych budynków . Powoli zanika dawna  historia niewielkiego Lubina, ale warto o niej pamiętać i  przekazywać  ją młodszemu pokoleniu.

Obiekt nr. 3001 w okolicy Podborska

PodborskoNajlepiej obecnie zachowaną bazą w Polsce,  w której przechowywano ładunki jądrowe, jest bez wątpienia ta znajdująca się w okolicy wsi Podborsko w gminie Tychowo. Mieliśmy okazję zwiedzić ją w zeszłym roku, choć  tylko z zewnątrz, ponieważ pomysł na zobaczenie  tego kompleksu  zrodził się niespodziewanie podczas zeszłorocznego zlotu w Darłowie i nie było czasu na załatwianie niezbędnej  przepustki. Szanse na to były i tak znikome, więc zrezygnowałem od razu, bo zwiedzać za pozwoleniem  m.in. wnętrze magazynu T-7 można tylko w dni powszednie, a my z Darłowa wracaliśmy w niedzielę. Znakomity stan zachowania spowodowany jest  tym, że obiekty te praktycznie cały czas  były użytkowane. Po ich opuszczeniu na początku lat dziewiędziesiątych ubiegłego wieku przez Armię Czerwoną,  bazę  przejęła Marynarka Wojenna,  która użytkowała ją do 2005 roku. Później cała  infrastruktura mieszkaniowa,  wraz z resztą terenu  przeszła pod opiekę Oddziału Zewnętrznego Zakładu Karnego w Koszalinie.  Bez  żadnych problemów można zobaczyć  najciekawsze obiekty bazy  z zewnątrz, które znajdują się w lesie na tyłach zakładu karnego. Miałem to szczęście że  obiekt żelbetowo-ziemny ” Granit ” był akurat otwarty. Obecnie wykorzystywany jest do składowania drewna. Korzystając z okazji mogłem  dokładnie obejrzeć z obu stron doskonale zachowane wrota, których nie ma w Templewie ani w Brzeźnicy-Kolonii.  Najważniejszymi obiektami bazy były dwukondygnacyjne schrony magazynowe ” T-7 ”. Podziwiać możemy pancerne drzwi, które otwierane są za pomocą mechanizmu hydraulicznego i silników. Według informacji uzyskanych przeze mnie  w internecie wynika że wewnątrz magazyny zachowały się niemal we wzorcowym stanie, wszelkie mechanizmy działają bez zarzutu, w tym także  suwnica do wyjmowania głowic na powierzchnię. Doskonale  zachowały  się  pomieszczenia socjalne i  techniczne ( agregaty, rozdzielnia elektryczna, filtrowentylatorownia ). Na ścianach widoczne są  czerwone lampy ostrzegawcze sygnalizujące alarm bojowy w razie potrzeby.  Historię bazy w Podborsku opisałem w skrócie, żeby się nie powtarzać, a   zainteresowanych krótką historią składowania ładunków jądrowych w Polsce  i dokładniejszymi  informacji na temat tych kompleksów, zapraszam do przeczytania moich  postów o Templewie ( Obiekt 3003 )  i Brzeźnicy-Kolonii ( Obiekt 3002 ).

To już 3 lata !

3 lata stronyCzas zazwyczaj leci szybciej niż nam się wydaje. Wczoraj  minęło  dokładnie 3 lata istnienia  tej strony. Przez pierwszy miesiąc widniała pod nieco innym adresem i szata graficzna też wyglądała inaczej, ale za powstanie tej witryny uznaję 18 luty 2010 rok, kiedy to ukazał się mój pierwszy post pt. ” To jest mój świat ”. Początki były trudne, ale z czasem wszystko zaczęło coraz lepiej funkcjonować, a przede wszystkim wzrastała liczba odwiedzających osób. Pamiętam, że jak  zaczynałem na ” poważnie ” jeździć po fortyfikacjach w 1996 roku, to dużo moich znajomych  jak dowiadywało się czym się interesuje to zwyczajnie ” pukało się w czoło ”. Dzisiaj po wielu latach mam satysfakcję, że niektórzy z nich  z aparatami fotograficznymi za kilka tysiecy ( taka moda ) sami chodzą po takich obiektach i już im wilgoć, ciemność i możliwość nabicia guza nie przeszkadzają, ale jak sami mówią wprost, nie interesuje ich historia danego miejsca, tylko zrobienie ciekawego zdjęcia. Ja z fotografią niewiele mam wspólnego. Większość moich fotek  nie przekracza rozmiaru 1 MG, żadne moje zdjęcie na stronie nie jest ulepszone i mam z tego powodu ogromną satysfakcję, po prostu staram się pokazać jak poszczególne obiekty wyglądają w dniu dzisiejszym i podkreślić, że  historia Polski jest niezwykle burzliwa i ciekawa, zwłaszcza jeśli chodzi o budowle obronne. Nic tak człowieka nie cieszy jak to, że pasja jaką się zajmuje zostaje  doceniona. Wychodzę z założenia, że gdybym w moje zainteresowania , nie wkładał całego serca, to nie byłoby chociażby reportażu o mnie spory czas temu w ” Wizjerze TVN ”, który był zapowiadany dzień przed emisją jako najciekawszy materiał  następnego dnia oraz znalazł się w sobotnim wydaniu podsumuwującym naciekawsze reportaże z całego tygodnia. Także miło  wspominam wywiad dla Radia Emaus i publikcje o mnie w ” Głosie Wielkopolskim ” i ” Przewodniku Katolickim ”. Wiele moich artykułów ukazało się poza granicami naszego kraju, pisanych dla miejscowej Polonii w Australii, USA, Białorusi i w Egipcie.  Wracając do tematu strony, to na ten rok zaplanowałem wiele ciekawych postów m.in. jak dokumenty byłego obozowicza trafiły do Muzeum Stutthoff, będzie też o tym jak próbowałem wydzierżawić bunkier na terytorium Czech. Zainteresowałem tą sprawą nawet Ministerstwo Obrony Czech ( do dzisiaj zachowałem na pamiątkę list ), ale ostatecznie ze względu na finanse wycofałem się z tego pomyslu. Planuję też cykl o fortyfikacjach na Mazurach i bohaterskiej obronie Westerplatte. Za sukces uznaję także zdobycie tytułu ” strony tygodnia ” w listopadzie 2011 roku według tygodnika ” Wprost ”.  W  Wikipedii można też  spotkać odnośnik do mojej strony w opisie Baterii nr. 32 tzw. ”  Greckiej ” .  Spośród wszystkich wpisów jakie dotąd tutaj zamieściłem, największym zainteresowaniem  cieszył się post  ” Wojsko zasypało fortyfikacje na Helu ”, który został przeczytany 2436 razy. Do tej pory mam mdłości jak sobie pomyślę co się stało z 3 Baterią Artylerii Stałej i zawsze będę tę sprawę krytykował. Moim zdaniem była to jedna z najlepiej zachowanych powojennych baterii  na terytorium naszego kraju, którą można było w ciekawy sposób zagospodarować. Na koniec serdecznie zapraszam do odwiedzin i zapewniam, że ciekawych tematów tutaj nie zabraknie. Pozdrawiam.

Obiekt nr. 3002 koło Brzeźnicy-Kolonii

Brzeźnica-KoloniaW dzisiejszym poście  przedstawię drugi z trzech magazynów w Polsce, w których przechowywane były ładunki jądrowe.  Baza militarna, na której terenie składowano głowice do pocisków rakietowych i jądrowych bomb lotniczych  położona jest w sosnowym lesie w pobliżu wsi  Brzeźnica-Kolonia. Dojedziemy do niej leśną drogą utwardzoną betonowymi płytami. Było to samowystarczalne miasteczko podzielone na strefę mieszkalną i wojskową. Na tym terenie znajdowało się  wszystko, co było potrzebne do normalnego funkcjonowania przebywających tam żołnierzy.  Obiekty wchodzące w skład bazy  były całkowicie utajnione i niedostępne dla Polaków. Obszar o powierzchni prawie 150 ha z przeznaczeniem pod  budowę obiektu wojskowego, Ministerstwo Obrony Narodowej przejęło od  Lasów Państwowych w 1968 roku. Podobnie jak bazy w Templewie i Podborsku zostały wybudowane przez Wojsko Polskie, a następnie przekazane do wyłącznego użytku Rosjanom. Teren otoczono potrójnym płotem z zasiekami z drutu kolczastego i był pilnie strzeżony przez uzbrojonych żolnierzy. Na jego terenie mogło przebywać i zamieszkiwać prawie 200 osób ( 120 żołnierzy i 60 oficerów i techników ). Obiekt funkcjonował do momentu wycofania się Armii Radzieckiej z tych terenów a mianowicie do  1992 roku.  Następnie  baza  została  przekazana Wojsku Polskiemu. Rosjanie pozostawili ją w dobrym stanie. Dopiero później  rozebrano budynki koszarowe, a  Lasy Państwowe odzyskaly swój dawny teren z ulegającą już dewastacji infrastrukturą. Od kwietnia 1995 roku zaprzestano ciągłego dozorowania obiektu i od tego momentu  zaczął się jego powolny upadek.  Chociaż dawna baza lata świetności ma dawno za sobą, to warto przyjechać zobaczyć co po niej zostało. Niewątpliwie uwagę przykuwa żelbetowo-ziemny obiekt typu ” Granit ”. Z wyglądu przypomina przelotową  rurę przykrytą  ziemią i porośniętą doskonale maskującym borem sosnowym. Pełnił rolę magazynu, w którym prawdopodobnie przechowywano bardziej stabilne ładunki, nie podlegające już tak wyśrubowanym reżimom składowania. W pobliżu ” Granitu ” znajduje się jeden z dwóch magazynów typu T-7. Z zewnątrz obiekt nie robi dużego wrażenia. Pomimo, że wejście od  frontu jest częściowo zasypane ziemią i gruzem ( nie zachowały się drzwi pancerne, które zostały zdemontowane ), to bez problemu można się wślizgnąć do środka.  Trzeba jednak  uważać i zaopatrzyć się w dobre oświetlenie, ponieważ nie jest zabezpieczone zejście na  dolny poziom. Oprócz zerwanych  instalacji elektrycznych przez szabrowników, zniknęły także  metalowe drabinki, którymi pierwotnie  można było zejść na dół.  Na dolną kondygnację zszedłem  po drewnianej drabinie. Tak się akurat złożyło, że podczas każdej z trzech moich wizyt na tym terenie była prowizorycznie zrobiona drabina, po której schodzi się do dużej hali, po jednej stronie  znajdują się pomieszczenia w których przechowywano rakiety i głowice, a po drugiej mniejsze sale połączone korytarzem.  Wszędzie panująca  ciemność i wilgoć, więc czuć namiastkę tego niesamowitego klimatu panującego w podziemnych korytarzach MRU czy Wału Pomorskiego.  Warto wspomnieć, że  magazyny były przygotowane na ewentualne trwanie w warunkach bojowych przez  wiele dni, więc  posiadały zapasy żywności i własne ujęcie wody. Nie będę się powtarzał w niektórych informacjach, więc zainteresowanych innymi ciekawostkami z terenu dawnych baz i  krótką historią o amunicji jądrowej na terenie naszego kraju,  zapraszam do przeczytania mojego postu pt. ” Obiekt nr. 3003 koło Templewa ”. Na koniec tylko nadmienię, że warto przyjechać do Brzeźnicy-Kolonii i zapraszam na kolejny post, w którym opiszę bazę militarną w Podborsku.

V Piknk przy bunkrze w okolicach Gołańczy 2012

V piknik przy bunkrzeZe względu na brak czasu i inne zaległości dopiero dzisiaj opiszę kolejną osłonę tegorocznego  pikniku przy bunkrze w Gołańczy. Na sobotnią  imprezę udaliśmy się w trzy osoby  22 września. Po braku naszej obecności w zeszłym roku, była to już nasza druga wizyta na tym  pikniku. Zaczęliśmy od dawnej kopalni soli w Wapnie, do której nie zostaliśmy niestety  wpuszczeni, więc w kilka osób wraz z organizatorem, podjechaliśmy na zwiedzanie polskich schronów w Dobieszewku. Jeszcze nie mieliśmy okazji zobaczyć tych obiektów, więc z miłą chęcią tam pojechaliśmy.  Obejrzeliśmy trzy schrony obserwacyjno-bojowe i dwa tradytory dwustronne, które można zobaczyć na zdjęciach. W skrócie opisałem historię tej linii w poście ” Pozycja obronna Wągrowiec-Gołańcz- Dobieszewko, więc zainteresowanych zapraszam do przejrzenia tego tematu. Następnie podjechaliśmy zobaczyć ruiny zamku w Gołańczy, które także już opisywałem. Tutaj niestety spotkała nas niespodzianka w postaci ogrodzenia terenu, więc udaliśmy się do końcowego etapu naszej wycieczki. Impreza odbywała się przy polskim schronie bojowym nr. 8  z 1939 roku, i aby do niego dojechać należało w Gołańczy skręcić w ulicę Cmentarną. Przed piknikiem obejrzeliśmy dokładnie schron, w którym mogliśmy podziwiać  ciężki karabin maszynowy Browning wz. 30. Organizatorzy  ( Pasjonaci podziemi, Gołaniecki Ośrodek Kultury i Gmina Gołańcz ) przygotowali szereg atrakcji. Można było m.in.  wstąpić do armii, przejechać się pojazdami wojskowymi, był tor przeszkód, pole poszukiwań, pieśni wojskowe oraz ognisko dla wszystkich zainteresowanych. Odbyło się wciągnięcie  flagi  onarodowej i  odśpiewany został hymn.  Na koniec przewidziano główny gwóźdź programu, czyli inscenizację ” Okiem polskiego żołnierza ”. Przygotowano do tego celu okopy i oszalowano schron.  Ostatecznie to Niemcy zdobyli bunkier, ale tak naprawdę walk na pozycji Gołanieckiej nie było, więc pokaz przygotowany przez rekonstruktorów można porównać do określenia ” co by było gdyby… ”. Po inscenizacji  wszyscy zostali zaproszeni do pamiątkowego zdjęcia, które ukazało się m.in. w ” Głosie Wągrowieckim ”. Dzięki organizatorom impreza z roku na rok się rozwija, więc obowiązkowo  postaram się znaleźć czas, aby w przyszłym roku ponownie się tu pojawić.

Powrót do góry